Lęk i ucieczka

0
1523
views
Photo by Fernando @cferdo on Unsplash

Commentaries on Living: First Series, Victor Gollancz 1956; Second Series, 1958; Third Series, 1960.
Przełożył: Wojciech Sady.
Źródło: http://sady.up.krakow.pl/krishnamurti.1956_60uwagi.htm#4

Jiddu Krishnamurti
Uwagi o życiu

I.75 Lęk i ucieczka

Wzlatywaliśmy wciąż w górę, choć jakby w bezruchu. Pod nami, jak okiem sięgnąć, fala za falą rozciągało się morze chmur, białych i lśniących. Sprawiały wrażenie tak zdumiewająco gęstych i kuszących. Niekiedy, w miarę jak wznosiliśmy się, przez luki w tej olśniewającej pianie prześwitywała zielona ziemia. Ponad nami rozciągało się błękitne, zimowe niebo, łagodne i bezkresne. Potężny łańcuch ośnieżonych gór ciągnął się z północy na południe, lśniąc w ostrym słońcu. Te góry sięgały czterech tysięcy metrów, ale myśmy lecieli ponad nimi, wciąż wyżej i wyżej. Ten znane pasmo szczytów wyglądało na tak bliskie i pogodne. Wyższe góry leżały na północy, a myśmy zmierzali na południe, osiągając w końcu wymaganą wysokość sześciu tysięcy metrów.

Obok siedział bardzo gadatliwy pasażer. Nie znał tych gór, a w trakcie wznoszenia się drzemał; teraz jednak obudził się i chciał porozmawiać. Okazało się, że po raz pierwszy w życiu leciał w jakichś interesach; prowadził ich chyba wiele i mówił o nich z dużą kompetencją. Teraz pod nami rozciągało się morze, ciemne i odległe, tu i ówdzie usiane statkami. Skrzydła ani drgnęły. Przelatywaliśmy wzdłuż wybrzeża ponad szeregiem oświetlonych miast. Mówił o tym, jak trudno jest nie lękać się, nie tyle katastrofy, co wszelkich życiowych nieszczęść. Miał żonę i dzieci, a zawsze towarzyszył mu lęk – nie tylko o przyszłość, ale o wszystko w ogóle. Choć odniósł sukces, to ów nie mający jakiegoś szczególnego przedmiotu lęk sprawiał, że jego życie było męczące i bolesne. Zawsze się nieco trwożył, ale teraz lęk nie opuszczał go ani na chwilę, zaś sny stały się przerażające. Żona wiedziała o tym, ale nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji.

Lęk może istnieć jedynie w relacji do czegoś. Jako abstrakcja jest tylko słowem, a słowo nie jest faktycznym lękiem. Czy wie pan, czego się w szczególności obawia?

„Nigdy nie byłem w stanie tego wskazać, a moje marzenia są również bardzo mgliste; ale przez nie wszystkie przebiega lęk. Rozmawiałem o tym z przyjaciółmi i lekarzami, lecz albo się z tego wyśmiewali, albo niewiele mogli pomóc. Zawsze mi się to wymykało, chcę uwolnić się od tej okropności.”

Czy naprawdę chce się pan uwolnić, czy też są to tylko słowa?

„Być może nie brzmi to poważnie, ale bardzo wiele bym dał za to, by się tego lęku pozbyć. Nie jestem szczególnie religijny, ale o dziwo modliłem się, by go ode mnie odsunięto. Kiedy pochłania mnie praca lub gra, lęk często znika; ale niczym jakiś potwór zawsze czeka i wkrótce znów jesteśmy razem.”

Czy teraz doznaje pan lęku? Czy jest pan teraz świadom, że on gdzieś tu jest? Jest jawny czy ukryty?

„Czuję go, ale nie wiem, czy jest świadomy czy nieświadomy.”

Czy czuje pan, że jest daleki bądź bliski – nie w sensie odległości przestrzennej, ale jako uczucie?

„Kiedy jestem go świadom, wydaje się być dość blisko. Ale co ma jedno z drugim wspólnego?”

Lęk może pojawić się jedynie w relacji do czegoś. Tym czymś może być pańska rodzina, praca, troska o przyszłość, śmierć. Czy obawia się pan śmierci?

„Nieszczególnie, choć chciałbym umrzeć szybko, a nie konać powoli. Nie sądzę, abym się nadmiernie obawiał o rodzinę czy o swoją pracę.”

A zatem ów lęk musi powodować coś głębszego niż te powierzchowne relacje. Ktoś może panu wskazać, co to takiego, ale o wiele większe znaczenie miałoby odkrycie tego samemu. Dlaczego nie obawia się pan o te powierzchowne relacje?

„Kochamy się z żoną; ona nie myśli o szukaniu innego mężczyzny, a mnie nie pociągają inne kobiety. Uzupełniamy się wzajemnie. Dzieci budzą niepokój, robimy, co tylko można, ale w tym panującym na świecie chaosie ekonomicznym nie da się zapewnić im bezpieczeństwa finansowego i to one będą musiały się starać. Moja praca jest dość stabilna, ale naturalnie boję się o to, co może przytrafić się żonie.”

A zatem wcale nie obawia się pan o swe głębsze relacje. Dlaczego jest pan taki pewny?

„Nie wiem, ale jestem. Trzeba jakieś rzeczy uważać za oczywiste, nieprawdaż?”

Nie o to chodzi. Zastanowimy się nad tym? Co sprawia, że jest pan tak pewny swych bliskich związków? Kiedy powiada pan, że z żoną wzajemnie się uzupełniacie, to o co chodzi?

„Znajdujemy w sobie szczęście: towarzystwo, rozumienie i tak dalej. W głębszym sensie, zależymy od siebie. Byłby to straszliwy cios, gdyby któremuś z nas coś się przytrafiło. Jesteśmy w tym sensie uzależnieni.”

Co rozumie pan przez uzależnienie? Czy chodzi o to, że bez niej byłby pan zagubiony, czułby się pan zupełnie samotny, czy to jest to? Ona czuła by to samo; a zatem jesteście od siebie wzajem zależni.

„Ale co w tym złego?”

My nie potępiamy ani nie osądzamy, a jedynie badamy. Czy jest pan pewny, że chce w to wszystko wniknąć? Zupełnie pewny? A więc w porządku, idźmy dalej.

Bez żony byłby pan samotny, zagubiony w głębszym sensie; a zatem jest ona dla pana bardzo ważna, nieprawdaż? Od niej zależy pańskie szczęście, a tę zależność nazywa się miłością. Obawia się pan być sam. Ona zawsze jest pod ręką, by ukryć pańską samotność, tak jak pan ukrywa jej; ale fakt pozostaje faktem, czyż nie? Używamy jedni drugich by ukryć tę samotność; uciekamy od niej na tak wiele sposobów, w związkach przybierających tak różne formy, a każdy taki związek przeobraża się w zależność. Słucham radia, gdyż muzyka mnie uszczęśliwia, przy niej zapominam o sobie; książki i wiedza to również bardzo wygodna ucieczka od siebie. I od tego wszystkiego zależymy.

„Dlaczego nie miałbym uciekać od siebie? Nie mam z czego być dumny, a utożsamiając się z żoną, która jest ode mnie o wiele lepsza, odrywam się od swego ja.”

Oczywiście, olbrzymia większość od siebie ucieka. Ale uciekając od siebie, uzależnia się pan. Zależność wzmacnia się, potrzeba ucieczki rośnie, w proporcji do lęku przed tym, co jest. Żona, książka, radio nabierają niesłychanej wagi; cały sens lokowany jest w ucieczkach, zyskują one najwyższą wartość. Używam swej żony jako sposobu ucieczki od siebie, a zatem jestem do niej przywiązany. Muszę ją posiadać, nie mogę jej stracić; ona zaś lubi być posiadana, gdyż również używa mnie. Jest to wspólna potrzeba ucieczki, używamy w tym celu jedno drugiego. A to używanie nazywane jest miłością. Nie lubi pan siebie takim, jakim jest, a zatem ucieka pan od siebie, od tego, co jest.

„To dość jasne. Coś w tym dostrzegam, to ma sens. Ale dlaczego uciekamy? Przed czym chcemy umknąć?”

Przed własną samotnością, przed własną pustką, przed tym, czym się jest. Jeśli ucieka się przed ujrzeniem tego, co jest, to rzecz jasna nie da się tego zrozumieć; a zatem najpierw trzeba przestać uciekać i dopiero potem można przyjrzeć się sobie takiemu, jakim się jest. Ale nie można obserwować tego, co jest, jeśli się nieustannie to krytykuje, jeśli się to lubi bądź nie lubi. Nazywa to pan samotnością i od tego ucieka, ale sama ucieczka przed tym, co jest, jest lękiem. Obawia się pan tej samotności, tej pustki, a zależność ją skrywa. Tak więc lęk trwa nieprzerwanie; i tak trwa dopóki ucieka się od tego, co jest. Całkowite utożsamienie się z czymś, z osobą lub ideą, nie gwarantuje ostatecznej ucieczki, gdyż w tle zawsze czai się lęk. Wychodzi na jaw w snach, kiedy utożsamienie się zanika; a zanika ono od czasu do czasu, chyba że ktoś jest niezrównoważony.

„A zatem lęk wyrasta z mojej własnej pustki, niewystarczalności. Widzę to i jest to prawdą, ale co mam z tym zrobić?”

Nie można z tym nic zrobić. Cokolwiek pan zrobi, będzie to uciekanie. To przede wszystkim trzeba sobie uświadomić. Następnie zobaczy pan, że nie jest niczym innym czy odrębnym od tej pustki. Pan jest tą niewystarczalnością. Obserwujący jest obserwowaną pustką. Jeśli zaś postąpi się dalej, to nie będzie się już tego nazywać samotnością; nie nada się już więcej nazw. A jeśli zajdzie się jeszcze dalej, co jest dość uciążliwe, to nie ma już tego, co zwie się samotnością; samotność, pustka myślącego jako myśli całkowicie znika. Tylko to kładzie lękowi kres.

„Czym jest więc miłość?”

Miłość nie jest utożsamianiem się, nie jest myślą o ukochanej osobie. Nie myśli się o miłości, gdy ona trwa; myśli się o niej jedynie wtedy, gdy jej nie ma, gdy pojawia się dystans między tobą a przedmiotem twej miłości. W stanie bezpośredniej bliskości nie ma myśli, obrazów, nie przywołuje się wspomnień; to wtedy, gdy bliskość, na jakimkolwiek poziomie, niknie, zaczyna się proces myślenia i tworzenia wyobrażeń. Miłość to nie sprawa umysłu. Umysł tworzy dym zazdrości, posiadania, utraty, wspominania przeszłości, tęsknoty za jutrem, udręk i zmartwień; a to skutecznie skrywa płomień. Płomień jest wtedy, gdy nie ma dymu. Oba razem istnieć nie mogą; myśl, że istnieją razem, jest pobożnym życzeniem. Życzenie to projekcja myśli, a myśl nie jest miłością.